W ostatnią niedzielę wybraliśmy się na wspaniałą wycieczkę z dzieciakami – pojechaliśmy na Mazury, gdzie urządziliśmy sobie spływ kajakowy Krutynią, nazywaną królową mazurskich rzek.
Naszym celem była Ukta. Z Warszawy można dojechać na miejsce w 3 godziny, robiąc nawet krótkie przerwy po drodze. Tam, przy moście, wynajmuje się kajaki dwu i trzyosobowe. Nasza Rodzinka wzięła dwie dwójki, O płynęła tym razem z Tatą, a Zo ze mną. Zdecydowaliśmy się na najkrótszą, dwugodzinną i siedmiokilometrową trasę z Ukty do Nowego Mostu.
Kajaki są wygodne i bezpieczne. Wszyscy obowiązkowo otrzymaliśmy kapoki. Przy zapinaniu kamizelki ratunkowej dzieciom trzeba koniecznie pamiętać, by zapiąć wszystkie sprzączki: nie tylko z przodu, ale i sprzączkę od paska przytrzymującego kapok między nogami. Dzięki temu paskowi, nawet jeśli dziecko wypadnie z kajaka, nie wysunie się z kamizelki dołem i kapok utrzyma je na powierzchni. Pod żadnym pozorem nie należy zdejmować dzieciom kapoków, kiedy są na wodzie.

Kajak, wiosła i kapoki stanową komplet, który wypożyczamy. We własnym zakresie trzeba zadbać o ochronę przed słońcem i małe co nieco. W skład niezbędnika na ładną pogodę wchodzą:
- krem z filtrem,
- okulary przeciwsłoneczne,
- czapka lub kapelusz,
- woda do picia,
- kanapki lub owoce.
Krótki odcinek, którym płynęliśmy, przechodzi przez rezerwat leśno-krajobrazowy „Dolna Krutynia” i jest różnorodny i ciekawy. Po drodze mijaliśmy las na wysokiej skarpie, rozległe trzciny na bagnach, pomosty prowadzące do pobliskich gospodarstw. Gdzieniegdzie trafiała się maleńka piaszczysta plaża, na której można było zrobić sobie krótką przerwę.

Największą atrakcją naszego spływu było spotkanie na rzece rodziny łabędzi: mama, tata i pięcioro małych, szarych, puszystych „brzydkich kaczątek”. Popiskiwały, przepływając obok naszych kajaków, a Zo natychmiast chciała je łapać i głaskać. Bardzo podobały nam się niebieskie ważki latające nad wodą, widzieliśmy kwitnące lilie wodne, w ogóle wyprawa była cenną lekcją przyrody dla dzieci i dla nas.

Kajaki są lekkie, z łatwością mkną po wodzie, nie potrzeba wielkiego wysiłku, by płynąć. Kobieta z dzieckiem daje radę, mężczyzna też. Maluchom bywa niewygodnie, ale mają dużo miejsca, żeby zmieniać pozycję i podróżować przodem, bokiem, a nawet tyłem.

Odkryliśmy spływ Krutynią, kiedy jeszcze dzieci nie było na świecie. Jeździliśmy tam z przyjaciółmi i sami, zawsze spędzaliśmy wspaniale czas i wracaliśmy z miłymi wspomnieniami. To znakomity relaks w stylu slow life – płynie się, by płynąć. Z nikim nie trzeba się ścigać, można zapomnieć o zegarku. Wokół cisza, świeże powietrze i natura. Marzenie.
Po spływie wpadliśmy do restauracji należącej do firmy kajakowej (kajakicentrum.pl). To też tradycja. Tam smażona ryba smakuje najlepiej, wszystko jest takie pyszne, świeże i domowe. Tym razem zamówiliśmy sandacza, sielawę i okonia. Niestety nie zdążyłam zrobić zdjęcia, tak szybko rybki znikały z talerzy. Za pięknie zjedzony obiadek należały się lody na deser.

I tutaj właściwie wyprawa na kajaki dobiegła końca. Minęła już 17.00, byliśmy przyjemnie zmęczeni i syci, planowaliśmy wracać do domu, ale… pomyślałam sobie, że na Mazurach trzeba jeszcze popatrzeć na jezioro. Kierunek: Ruciane-Nida, bo znamy i lubimy. Zatrzymując się na jednym z parkingów przy głównej drodze, zostaliśmy zaczepieni przez pewną Panią. Pani zapraszała na rejs statkiem. Od razu odmówiliśmy, tłumacząc się, że jeszcze dziś musimy wrócić do domu, a Pani dała nam ulotkę o rejsach Żeglugi Mazurskiej i dodała, że ostatni rejs trwa tylko godzinkę, bilet kosztuje 12 zł, a dzieci płyną za darmo! Tego nam było trzeba! Jeśli można oszczędzić przy wydawaniu, to płyniemy! Kupno biletu w kasie trwało minutkę, potem w podskokach (prawie biegiem) dotarliśmy na mały stateczek turystyczny „Kormoran” i kolejną godzinkę spędziliśmy pływając spacerkiem po Jeziorze Nidzkim.
W ciągu pierwszych kilku minut wiatr zdmuchnął O czapkę z głowy. Wpadła do jeziora, była już nie do odratowania. O na początku się martwiła, ale uznała w końcu, że opowie o tym w przedszkolu. Myślę, że wszyscy jej tego zazdroszczą. Największą atrakcją na statku był Pan Kapitan, który zaprosił dzieci… do steru! O, tak! To dopiero przeżycie! Sterować statkiem w czapce kapitańskiej!

Moim zdaniem kajaki z dziećmi, to świetna opcja! Wiemy to z własnego doświadczenia. Turystyka Wodniak zapewniła nam bezpieczeństwo w czasie spływu.
A w jakim wieku dzieciaki?
Kiedy płynęliśmy po raz pierwszy, jedna miała 3,5, a druga 5 lat. Na pierwszy raz warto wybrać krótką, godzinną trasę, po drodze można robić przystanki 🙂